wtorek, 24 lipca 2012

Napięcie przedwycieczkowe.

zaczynam się już powoli stresować podróżą do Annówki koło Wągrowca. czeka nas ok 600km do przebycia. nie wiem jak uda mi się sprawnie poruszać z psem, sporym bagażem- większą część tego bagażu i tak będą stanowiły rzeczy/jedzenie Hippisa- i moją kiepską orientacją dworcową...

wtorek, 17 lipca 2012

Agility!

ostatni weekend obfitował w nowe doznania dla mnie i dla psa. mi po raz pierwszy udało się zebrać na odwagę by jechać samochodem 60km do innego miasta gdzie trasę pamiętałam jak przez mgłę, a Hippis poznał słowo agility w szerszym znaczeniu niż tylko tunel, który kiedyś mieliśmy okazję przećwiczyć.
ekipa agilitowa zaskoczyła różnorodnością ras, swoich sił próbował york, cardigany, goldeny, szkockie collie, laby no i oczywiście bordery. Hippisowi trochę przypadkiem trochę nie, przypadło uczestniczenie w grupie podstawowej- z racji tego, że nigdy nie próbowaliśmy swoich sił i wszystko było nowe- jak i w grupie bardziej zaawansowanej ponieważ jak to border od razu pokochał ten sport i szybciej wszystko łapał niż ja:)



niestety mieliśmy również mały 'wypadek'. ktoś upuścił kawałek parówki do którego przyczepiła się osa odgryzając po kawałeczku, czego Hippis nie widział i sięgnął po parówkę... osa użądliła go od środka w fafle, które od razu napuchły. dobrze, że w ekipie była pani weterynarz posiadająca ze sobą na wszelki wypadek zastrzyki na taką okoliczność ponieważ dzień wcześniej również mieliśmy taki wypadek na placu z udziałem labka. na szczęście zaraz po zastrzyku opuchlizna zeszła, morda się uśmiechnęła i mogliśmy działać dalej:)

piątek, 13 lipca 2012

Stabilizacja?

od jakiegoś czasu obserwuję u mojego psiura większą stabilność psychiczną. nawet jak się czegoś przestraszy szybko wraca do siebie, zapoznaje się z tym czymś straszącym i jest ok. owszem, jest czujny i ostrożny, ale nie panikuje tak jak jeszcze jakiś czas temu.
niestety nie wszystkie problemy gładko dało się rozwiązać. nadal mamy problem z brakiem sympatii do obcych mężczyzn- to niestety nieco nabyty problem... bardzo ładnie wygląda w teorii sprawa 'odczulenia' na facetów- wystarczy nie nagradzać odejściem obszczekanego faceta, rozmawiać z owym panem jak gdyby nigdy nic, dać mu smaka w garść i czekać aż psiak przekona się, że nic się nie dzieje.
super. tylko że...
1.Hippis jest duży i jak zaczyna szczekać ludzie się go boją nie mając najmniejszej ochoty pomagać mi w naprawie tego zachowania i... odchodzą.
2. ludzie boją się go, więc tym bardziej się w niego wpatrują kontrolując co robi i prowokując większą zaciętość.
3. większość ludzi nie rozumie jak mówi się do nich, żeby nie patrzyli mu przez chwile w oczy, ignorowali, nie usiłowali na siłę poklepać po łbie...
4.ludzie nie znający mnie nie potrafią zrozumieć po jaką cholerę każę im nie patrzeć na psa i odstawiać inne szopki jak oni a) uważają, że lepiej byłoby go na siłę pogłaskać b) chcą po prostu jak najszybciej odejść.
5.część ludzi usiłuje uspokoić go słowami... DOBRY PIES!!! To super pomysł- nagradzać psa za to, że ma ochotę cię zjeść w całości:) a kontynuacją tych wszystkich zachowań jest w 80% nagradzające odejście od psa.
niestety nie mam wpływu na każde zachowanie owych obszczekanych facetów ponieważ zazwyczaj to co mówię jest głęboko olane.
efektem tych nieudolnych prób wyciągnięcia mojego psa z przeświadczenia o wrogich zamiarach wszystkich (oprócz długowłosego B.) facetów książkowymi schematami metod pozytywnych jest wiara mojego psa w to, że im bardziej jest zacięty tym większa szansa, że owy ludź sobie pójdzie- i tak jest. brawa dla inteligentnego Hippisa i głupiej mnie. i to jest lekcja dla mnie- niestety przy dużym psie metoda ta włączająca obcych ludzi do pomocy jest praktycznie bezużyteczna a wręcz pogarszająca sprawę. chyba, że ja mam po prostu pecha do napotkanych ludzi...

na chwilę obecną zastosujemy odmienną 'terapię' polegającą na tym, że przy każdym, choćby najdrobniejszym warknięcio-pomruku, szczeknięcio-burknięciu bądź nawet spojrzeniu świadczącym, że ma to zrobić obiekt, który powoduje takie emocje będzie się natychmiast oddalał bądź my będziemy się natychmiast oddalać od obiektu. według James'a O'Heare powinno udać się nam cofnąć do etapu kiedy straszył takimi drobnymi sygnałami i to wystarczyło. jak osiągnę samo warknięcie lub jedno szczeknięcie będę mega zadowolona i powrócę to metody namber łan z tym, że dobierając do treningu świadomych problemu panów-psiarzy którzy na koniec zaciekłej batalii nie poddadzą się nagradzając mi zadziora odejściem...
teraz tylko trzeba sprawdzić czy w każdej sytuacji odejście od 'obiektu potencjalnego zagrożenia' będzie realne w odpowiednim czasie... jeśli nie... boże daj mi ludzi, którzy nie wymiękną przy psychopatycznej minie Hippisa szczekającego na nich...

wtorek, 3 lipca 2012

upał morderca!

u was też tak żarzy?? jeszcze nie było by źle gdyby w domu dla odmiany było chłodno... ale na dworze w cieniu 35*C a w domu 29*C to lekkie przegięcie... współczuję sobie i psom.
w związku z tym spacery wchodzą w grę tylko popołudniową bądź wieczorno-nocną porą uwzględniając samochód jako transport do docelowych miejsc typu...WODA! w sobotę udało mi się wykorzystać dzień nie-umierania-przez-alergię i zgarnęłam K. i Lucky'ego na samochodową wycieczkę po okolicy. na wstępie zaliczyliśmy dworzec PKP w miasteczku obok w celach socjalizacyjnych. Hippcio po ostatniej podróży z psem, który pociągu się bał sam nabrał dystansu więc sobie odwiedzamy co kilka dni to miejsce.



następnym punktem wycieczki była WODA! po kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu minutach na rozpalonym peronie ochłoda była konieczna. jak zwykle ludzie obecni na plaży dziwnie nam się przyglądali...



Lucky zdecydował się nie być gorszy i wziął kolejną lekcję pływania.



pomijam fakt smrodku, który towarzyszył nam nad wodą, zdechłych ryb leżących to tu to tam i resztek jedzenia po plażowiczach... no cóż, nie można mieć wszystkiego. po wesołych pląsach w wodzie trzeba było przesuszyć futrzastych. idealnie nadawał się do tego kocyk i zacieniona trawka w parku.



gdyby nie to, że komary nie dały nam żyć, a w pałacu na terenie którego siedziałyśmy odbyć się miało lada moment wesele, pewnie siedziałybyśmy dłużej ale... wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc czas odpalać renówkę i wracać do domu. jak dobrze, że mam prawo jazdy i poczciwą 'renię' na czterech kółkach:)