środa, 17 października 2012

Pakowanie!

dziś ostatni raz piszę z domu w woj. lubelskim. jutro o 8 rano zabieramy z Hippisem swoje rzeczy i wyruszamy na podbój trójmiasta! jest i stres i ekscytacja. zobaczymy jak długo tam zabawimy:)

a dziś... ostatni spacer z Karoliną i Luckym.



wtorek, 2 października 2012

Po urodzinowy post.

wczoraj Hippis skończył rok. kto by pomyślał, że już tyle czasu jesteśmy razem...
z tej okazji miała się pojawić urodzinowa sklejka, ale niestety nie udało mi się nic zmontować z racji braku materiałów.

część osób z takiej okazji opisuje dotychczasowe życie z psem, część robi podsumowanie osiągnięć, a ja napiszę, że Hippis to najlepsza rzecz jaka mi się w życiu przytrafiła. niektórzy pytali czy przypadkiem nie zdecydowałam się na psa zbyt pochopnie- bo nie mam pracy więc ciężko będzie go utrzymać, bo mając takiego psa nie mogę sobie pozwolić na każdy wyjazd, każde wyjście z domu na nieokreślony czas- to prawda ciężko go utrzymać, ale daję radę. to prawda, nie mogę sobie pozwolić na wszystkie wyjazdy i wyjścia bez psa, ale jednocześnie jestem chyba jedyną osobą której to zupełnie nie przeszkadza. to dla mnie naturalne i oczywiste, to tak jak posiadanie dziecka- czegoś najważniejszego o co trzeba dbać i poświęcać się dla niego.
bez Hippisa nic nie byłoby takie samo. już nawet nie potrafię sobie wyobrazić jakby to było bez niego...bez tego małego czubka:)



wtorek, 25 września 2012

Prawie rok.

1 października minie dokładnie rok od chwili kiedy Hippis pojawił się na świecie. wyglądał wtedy tak:



pod koniec listopada, kiedy w nocy wróciłam do domu z małą, merlatą kulką wyglądał tak:



maluch zmieniał się w błyskawicznym tempie:

26 grudzień 2011


8 styczeń 2012


8 luty 2012


8 marca 2012 był już całkiem poważnym chłopcem! przynajmniej z wyglądu...:)


13 kwiecień 2012


24 maj 2012 był miesiącem pierwszych spotkań z obiektami pływającymi.


3 czerwca 2012 przebrnęliśmy przez pierwszą dłuższą podróż w obce miejsce z dużą ilością ludzi, dzieci i zwierząt.


29 lipca 2012 po raz drugi sprawdzaliśmy co to znaczy agility i nawet nam się spodobało:)


18-23 sierpień 2012 był zdecydowanie pod znakiem OBI w Annówce.


we wrześniu za to... bezwstydnie leniuchowaliśmy:>


co przyniesie nam październik?

poniedziałek, 17 września 2012

Poobozowe wrażenia.

najwyższa pora napisać coś o obozie OBI z Asią Hewelt w Annówce. obóz rozpoczynał się 18 sierpnia po śniadaniu lecz my, z racji tego, że do Annówki mieliśmy 700km musieliśmy przybyć dzień wcześniej dla własnego komfortu.
podróż minęła... normalnie- czyli zapchany przedział, upał i biedny pies na podłodze między nogami przez 6godzin... zbawieniem była stacja 'poznań główny' na której spotkaliśmy się z widzianą ostatni raz na zajęciach Alteri (jakieś 2lata temu) Dorotą. niestety miałyśmy niespełna 3godzinki na obgadanie zaległości nad czym ubolewam:/ po 17 trzeba było lecieć na kolejny pociąg, tym razem do Wągrowca- tam poznałam Agatę i Fraszkę, oraz Wandę która przyjechała po nas swoim małym samochodem zapchanym klatką, tyczkami, Szachem i Hot Shot'em:) na szczęście same chude doopki z nas więc spokojnie się pomieściliśmy.
na miejscu Annówka niesamowicie mnie zauroczyła... i wcale nie tylko dlatego, że koło domu jest taki super placyk na torek:> psy, ludzie, las i... las:D coś pięknego. nooo... i konie na które o dziwo Hippis nie zwracał uwagi. przy bliższym poznaniu Annówki i annówkowych zwyczajów obozowych okazało się, że można tam też liczyć na przepyszne jedzonko co jest wielkim plusem:)
zamieszkaliśmy z Hippisem w 4'ro osobowym pokoju z Karoliną i Lucky'm, która to została z grafowego obozu na obibokowy oraz Agatą z Fraszką (sheltik) i Marysią z Zulą (hovawart). żeby nie zanudzać nie będę opisywała dnia po dniu, muszę tylko napisać, że obóz tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że moja przeprowadzka z rodzinnej miejscowości do Trójmiasta jest dobrą decyzją, że mój pies potrafi być super:D, że patrzenie na agility nie nakręca go tak jak patrzenie na ćwiczenia OBI (???), że ma rewelacyjny nos i bardzo żałuję, że nasze problemy z ludźmi stawiają nas na przegranej pozycji w kwestii ratownictwa, bo szczerze mówiąc przed kupnem szczeniaka gdzieś w środku, po cichu sobie marzyłam żeby spróbować... że Asia jest nieźle zakręcona, reszta falowej ekipy nie lepsza:P że Marta jest cudowną, ciepłą osobą dzięki której podleczyłam w stopniu zadowalającym ranę nałapną Hippisa...:> że mój pies jest mądrzejszy ode mnie i dzięki temu wygraliśmy poobozowe zawody OBI, mimo tego, że nigdy do tej pory nie robił przywołania z wykończeniem przy nodze na zawodach zrobił to pięknie PIERWSZY RAZ, mimo iż nie mamy komendy na podnoszenie i trzymanie koziołka w pysku bo... nie mamy koziołka więc nie było jak ćwiczyć, zostaliśmy wyróżnieni za najlepsze podjęcie koziołka! i wcale nie dlatego, że reszcie w ogóle nie wyszło:) co prawda zostawanie którego byłam pewna wyzerowaliśmy, ale udało się nadrobić czym innym... jestem naprawdę bardzo dumna z Hippisa.

ten bądź co bądź tydzień uświadomił mi jak ważne jest by mieć w okół siebie ludzi, którzy kochają to co ja. nic tak nie motywuje jak wspólne spotkania, treningi, doradzanie sobie, rozmowy itp. minął miesiąc od obozu a ja widzę jak ciężko jest się zorganizować, zmotywować, nakręcić na wyższe, pozytywne obroty- co u nas jest bardzo ważne, bo jeśli ja nie mam w sobie ful energii to Hippis również jej nie ma- pod tym względem jesteśmy zgrani w 101%, jeśli ja dam z siebie wszystko- on również.

piątek, 3 sierpnia 2012

Fri-agi-jeziorowo.

zacznę od tego, że 29 lipca mieliśmy okazję odwiedzić temperament w celu poćwiczenia swoich umiejętności jako przewodnik na torze agility oraz techniki skoku do frisbee ponieważ Hippis skacze na supermena przez co lądowanie ma straszne... już nawet nie chodzi o estetykę skoku, a o bezpieczeństwo łapek, które narażone są na nie lada obciążenia przy takim lądowaniu jakie prezentuje mój psiak.

w kwestii agility mogę napisać tylko tyle, że mam kumatego psa, ale sama jestem nieogarnięta. przydałby się ktoś do klikania mnie na co dzień;) ważne, że Hipp starał się jak mógł rozszyfrować te moje machnięcia rękami i miał z tego frajdę, a ja powoli i stopniowo będę się uczyła jak panować nad swoim ciałem żeby nie zderzać się z przeszkodami;)
za to przy frisbee próbowaliśmy poprawienia techniki skoku poprzez skoki przez hula-hop. niestety robiąc to solo trudno było mi ocenić, które skoki są ok, a które nie bardzo więc wspólnymi siłami z L. udało mi się ustalić jak dupka pana Hippolita ma wyglądać z mojej perspektywy przy dobrym skoku. jednak pomoc osoby przyglądającej się ćwiczeniu z boku jest nieoceniona. na szczęście w tym sporcie radzę sobie nieco lepiej i w zasadzie byłam zadowolona ze swoich rzutów. dużo jeszcze pracy przede mną, ale nie ma tragedii.






:D


oprócz dnia opisanego powyżej wybraliśmy się na dwa dni nad jezioro. niestety tam, oprócz tych miłych chwil były i te gorsze. dwie osoby usiłowały mi wmówić, że mój pies zrobi więcej bałaganu w wodzie niż ich dzieci, że fakt kąpania się mojego psa w wodzie spowoduje jakieś straszne choroby u ludzi kąpiących się w tym miejscu, jeden pan próbował mi wmówić, że Hippis robiący przyczajkę w wodzie czekając aż mu chlapnę właśnie sika albo co gorsza robi kupę- nie mógł się zdecydować które z tych dwóch- po czym jak zobaczył, że wyszłam w krzaki z psem na siku z oburzeniem rzekł do swego kolegi- 'no i patrz! a teraz może jeszcze znowu do wody wejdzie!' pewna pani natomiast usiłowała mi wmówić, że miejsce w którym kąpałam się z psem jest jej prywatnym terenem co było niemożliwe, zarzuciła mi również, że zostawiam śmieci i sobie nie życzy bym kąpała się z psem- zaznaczam, że w miejscu tym nie było zakazu kąpania psów. nie muszę mówić, że z owego miejsca nie odeszłam dopóki się nim nie nacieszyłam.
niestety pani ta będzie musiała się pogodzić z faktem, iż raz na jakiś czas tam wpadniemy z Hippkiem ponieważ jest to najlepsze miejsce do kąpieli z psem przy tym jeziorze. a żeby tego było mało, gdy zdecydowałam, że po raz kolejny pójdę z psem do wody, wybrałam miejsce gdzie ludzi ani domków nie ma w ogóle, żeby po raz trzeci się nie wykłócać i... Hippis wchodząc do wody staną na tulipanek z butelki... rana choć głęboka nie nadaje się do szycia, więc mamy co najmniej tydzień z głowy bieganie... to była dla mnie lekcja, że nie warto jest robić dobrze ludziom wokół. trzeba robić dobrze sobie. gdybym poszła w pewne miejsce nie stało by się to. druga sprawa... ludzie mają czelność wymyślać mi, że pies muli wodę- a dzieci, albo ja nie?- że zanieczyszcza wodę- a ludzie sikający do niej, plujący, być może nie raz po imprezach w środku nocy rzygający, WRZUCAJĄCY SZKŁO I ŚMIECI, NIE ZANIECZYSZCZAJĄ JEJ BARDZIEJ?! naprawdę, bardzo bym chciała, żeby wszyscy ludzie zanieczyszczali wodę tylko tak jak robi to mój pies- o ile można mówić o jakimś zanieczyszczaniu... to dziwne, że gdy pies wchodzi do wody słychać ogólne oburzenie, gdy dziecko sika do wody, bądź na plażę... już nie...

musiałam to z siebie wyrzucić bo zniesmaczona jestem podwójnie... mój pies oskarżony o zanieczyszczanie wody poważnie kaleczy sobie, w tej samej wodzie, łapę o syf który zostawił człowiek...eh...

wtorek, 24 lipca 2012

Napięcie przedwycieczkowe.

zaczynam się już powoli stresować podróżą do Annówki koło Wągrowca. czeka nas ok 600km do przebycia. nie wiem jak uda mi się sprawnie poruszać z psem, sporym bagażem- większą część tego bagażu i tak będą stanowiły rzeczy/jedzenie Hippisa- i moją kiepską orientacją dworcową...

wtorek, 17 lipca 2012

Agility!

ostatni weekend obfitował w nowe doznania dla mnie i dla psa. mi po raz pierwszy udało się zebrać na odwagę by jechać samochodem 60km do innego miasta gdzie trasę pamiętałam jak przez mgłę, a Hippis poznał słowo agility w szerszym znaczeniu niż tylko tunel, który kiedyś mieliśmy okazję przećwiczyć.
ekipa agilitowa zaskoczyła różnorodnością ras, swoich sił próbował york, cardigany, goldeny, szkockie collie, laby no i oczywiście bordery. Hippisowi trochę przypadkiem trochę nie, przypadło uczestniczenie w grupie podstawowej- z racji tego, że nigdy nie próbowaliśmy swoich sił i wszystko było nowe- jak i w grupie bardziej zaawansowanej ponieważ jak to border od razu pokochał ten sport i szybciej wszystko łapał niż ja:)



niestety mieliśmy również mały 'wypadek'. ktoś upuścił kawałek parówki do którego przyczepiła się osa odgryzając po kawałeczku, czego Hippis nie widział i sięgnął po parówkę... osa użądliła go od środka w fafle, które od razu napuchły. dobrze, że w ekipie była pani weterynarz posiadająca ze sobą na wszelki wypadek zastrzyki na taką okoliczność ponieważ dzień wcześniej również mieliśmy taki wypadek na placu z udziałem labka. na szczęście zaraz po zastrzyku opuchlizna zeszła, morda się uśmiechnęła i mogliśmy działać dalej:)

piątek, 13 lipca 2012

Stabilizacja?

od jakiegoś czasu obserwuję u mojego psiura większą stabilność psychiczną. nawet jak się czegoś przestraszy szybko wraca do siebie, zapoznaje się z tym czymś straszącym i jest ok. owszem, jest czujny i ostrożny, ale nie panikuje tak jak jeszcze jakiś czas temu.
niestety nie wszystkie problemy gładko dało się rozwiązać. nadal mamy problem z brakiem sympatii do obcych mężczyzn- to niestety nieco nabyty problem... bardzo ładnie wygląda w teorii sprawa 'odczulenia' na facetów- wystarczy nie nagradzać odejściem obszczekanego faceta, rozmawiać z owym panem jak gdyby nigdy nic, dać mu smaka w garść i czekać aż psiak przekona się, że nic się nie dzieje.
super. tylko że...
1.Hippis jest duży i jak zaczyna szczekać ludzie się go boją nie mając najmniejszej ochoty pomagać mi w naprawie tego zachowania i... odchodzą.
2. ludzie boją się go, więc tym bardziej się w niego wpatrują kontrolując co robi i prowokując większą zaciętość.
3. większość ludzi nie rozumie jak mówi się do nich, żeby nie patrzyli mu przez chwile w oczy, ignorowali, nie usiłowali na siłę poklepać po łbie...
4.ludzie nie znający mnie nie potrafią zrozumieć po jaką cholerę każę im nie patrzeć na psa i odstawiać inne szopki jak oni a) uważają, że lepiej byłoby go na siłę pogłaskać b) chcą po prostu jak najszybciej odejść.
5.część ludzi usiłuje uspokoić go słowami... DOBRY PIES!!! To super pomysł- nagradzać psa za to, że ma ochotę cię zjeść w całości:) a kontynuacją tych wszystkich zachowań jest w 80% nagradzające odejście od psa.
niestety nie mam wpływu na każde zachowanie owych obszczekanych facetów ponieważ zazwyczaj to co mówię jest głęboko olane.
efektem tych nieudolnych prób wyciągnięcia mojego psa z przeświadczenia o wrogich zamiarach wszystkich (oprócz długowłosego B.) facetów książkowymi schematami metod pozytywnych jest wiara mojego psa w to, że im bardziej jest zacięty tym większa szansa, że owy ludź sobie pójdzie- i tak jest. brawa dla inteligentnego Hippisa i głupiej mnie. i to jest lekcja dla mnie- niestety przy dużym psie metoda ta włączająca obcych ludzi do pomocy jest praktycznie bezużyteczna a wręcz pogarszająca sprawę. chyba, że ja mam po prostu pecha do napotkanych ludzi...

na chwilę obecną zastosujemy odmienną 'terapię' polegającą na tym, że przy każdym, choćby najdrobniejszym warknięcio-pomruku, szczeknięcio-burknięciu bądź nawet spojrzeniu świadczącym, że ma to zrobić obiekt, który powoduje takie emocje będzie się natychmiast oddalał bądź my będziemy się natychmiast oddalać od obiektu. według James'a O'Heare powinno udać się nam cofnąć do etapu kiedy straszył takimi drobnymi sygnałami i to wystarczyło. jak osiągnę samo warknięcie lub jedno szczeknięcie będę mega zadowolona i powrócę to metody namber łan z tym, że dobierając do treningu świadomych problemu panów-psiarzy którzy na koniec zaciekłej batalii nie poddadzą się nagradzając mi zadziora odejściem...
teraz tylko trzeba sprawdzić czy w każdej sytuacji odejście od 'obiektu potencjalnego zagrożenia' będzie realne w odpowiednim czasie... jeśli nie... boże daj mi ludzi, którzy nie wymiękną przy psychopatycznej minie Hippisa szczekającego na nich...

wtorek, 3 lipca 2012

upał morderca!

u was też tak żarzy?? jeszcze nie było by źle gdyby w domu dla odmiany było chłodno... ale na dworze w cieniu 35*C a w domu 29*C to lekkie przegięcie... współczuję sobie i psom.
w związku z tym spacery wchodzą w grę tylko popołudniową bądź wieczorno-nocną porą uwzględniając samochód jako transport do docelowych miejsc typu...WODA! w sobotę udało mi się wykorzystać dzień nie-umierania-przez-alergię i zgarnęłam K. i Lucky'ego na samochodową wycieczkę po okolicy. na wstępie zaliczyliśmy dworzec PKP w miasteczku obok w celach socjalizacyjnych. Hippcio po ostatniej podróży z psem, który pociągu się bał sam nabrał dystansu więc sobie odwiedzamy co kilka dni to miejsce.



następnym punktem wycieczki była WODA! po kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu minutach na rozpalonym peronie ochłoda była konieczna. jak zwykle ludzie obecni na plaży dziwnie nam się przyglądali...



Lucky zdecydował się nie być gorszy i wziął kolejną lekcję pływania.



pomijam fakt smrodku, który towarzyszył nam nad wodą, zdechłych ryb leżących to tu to tam i resztek jedzenia po plażowiczach... no cóż, nie można mieć wszystkiego. po wesołych pląsach w wodzie trzeba było przesuszyć futrzastych. idealnie nadawał się do tego kocyk i zacieniona trawka w parku.



gdyby nie to, że komary nie dały nam żyć, a w pałacu na terenie którego siedziałyśmy odbyć się miało lada moment wesele, pewnie siedziałybyśmy dłużej ale... wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc czas odpalać renówkę i wracać do domu. jak dobrze, że mam prawo jazdy i poczciwą 'renię' na czterech kółkach:)

niedziela, 24 czerwca 2012

Słonecznie- dla odmiany.

pogoda sprzyjająca wycieczkom nad wodę niestety nie sprzyja mi... alergia daje się we znaki, ale czego się nie robi dla swojego futrzastego...





dziś za to mimo cieknącego nosa wybraliśmy się na warsztaty z przywołania- a co! ćwiczeń w grupie nigdy dość. no i.... zabawy z małymi borderkami.



z pewnością postaramy się częściej podróżować pociągami i autobusami- przyda nam się.