niedziela, 13 maja 2012

Kilka małych zmian- spory efekt.

korzystając z przypływu dobrego nastroju i niczym niezmąconej miłości do mego psa- tak czasem go nie lubię a wręcz nienawidzę, na szczęście rzadko- usiadłam wygodnie w fotelu i przemyślałam kilka spraw związanych z naszymi relacjami co skutkuje:
1.większą ilością spacerów dla psa, nie dla mnie
2.większym zainteresowaniem sprawami psa (węszenie, kopanie dołków- fajna wspólna zabawa)
3.większą ilością ruchu i zabawy przed wysiłkiem bardziej umysłowym
4.mniejszą, a wręcz zerową (to może się wydać dziwne) liczbą ludzi robiących z Hippisem cokolwiek.

efektem jak na razie jest:
1.szczęśliwszy i bardziej wyluzowany, wyniuchany pies
2.zacieśnione więzy, w końcu z byle kim się dołków w błocie nie kopie i byle komu nie pokazuje się najciekawszych smrodków
3.większa motywacja i chęć do pracy umysłowej
4.zwiększenie mojej boskości

punkt 4 podoba mi się najbardziej... może to wydać się dziwne ze względu na różne upodobania różnych ludzi. dla mnie pies idealny to pies, dla którego nie istnieją ludzie poza mną. ok, wiedziałam, że z borderem tak nie będzie... jednak nie oznacza to, że nie mogę próbować. odkąd nikt poza mną szaleńczo się z nim nie bawi, nikt nie daje mu smaczków, nie prosi o wykonanie różnych komend dzięki czemu to wszystko kojarzone jest wyłącznie ze mną nasze relacje znacznie się polepszyły. oznacza to, ni mniej ni więcej, wzrost stopnia mojej boskości w oczach psa- wszystko co dobre przechodzi przez MOJE ręce, jeśli czegoś chce- zgłasza się z tym do mnie.

obserwując psy znajomych zauważyłam, że często dla tych psów lepsze są smaczki TEJ DRUGIEJ osoby, atrakcyjniejszą zabawkę ma TA DRUGA osoba, lepiej z psem pracuje TA DRUGA osoba. wniosek nasuwa się jeden- z TĄ DRUGĄ osobą nigdy nie wiązały się żadne negatywne emocje. nigdy TA DRUGA osoba nie krzyknęła, nie tupnęła, nie powiedziała nic podniesionym głosem, nie dała szmatą po tyłku, nie wywierała presji podczas szkolenia więc... jest lepsza! w sytuacjach wspólnych treningów chyba najłatwiej można to utrwalić przez niedopatrzenie- gdy ćwiczymy coś z czym mamy problem, nakładamy na psa presję, on się stresuje przez co gorzej mu wychodzi a my się irytujemy wtedy uczynny kolega/ koleżanka proponuje- daj ja z nim spróbuje- nie nakłada presji, jest luźniej, psu wychodzi- super nagroda i bach! tracimy naszą boskość.

przemyślenia te pojawiły się gdy kilka razy usłyszałam o tym, że warto 'dawać' komuś swojego psa, żeby sobie z nim popracował. co by nie było tylko pańcia i pańcia. no ale co jak ja chcę żeby było tylko pańcia i pańcia?? przecież docelowo nikt poza mną z psem pracował na dłuższą metę nie będzie, nikt oprócz mnie z nim nie będzie startował w ewentualnych zawodach, nikt poza mną nie będzie z nim nic robił więc czemu mam mu pokazywać, że praca z innymi jest fajniejsza i luźniejsza niż ze mną? bo nie wiem jak wy, ale ja nie potrafię zachować zimnej krwi, czystego umysłu i stoickiego spokoju w pracy z własnym psem. nie potrafię oddzielić emocji, oczekiwań, nadziei od treningu, a przecież pies to wszystko czuje- szczególnie tak bardzo empatyczny pies jak mój- wszystkie te emocje i napięcie przelewam na niego czy tego chcę czy nie.
praca z 'obcym' psem jest o wiele, wiele łatwiejsza. nie niesie ze sobą takiego emocjonalnego bagażu.

ktoś ma podobnie?



FAFQ napisała w komentarzu o bardzo istotnej (dla mnie również) rzeczy. O pracy nie tylko nad psem ale przede wszystkim nad sobą. nie będę pisała nowej notki na ten temat, po prostu dopiszę to tu.
na kursie trenerskim w Alteri najlepiej do głowy wbiło mi się pewne stwierdzenie- kiedy coś w szkoleniu się nie udaje jest to zawsze wina przewodnika- nie jestem w stanie stwierdzić czy to 'zawsze' to faktycznie 100% przypadków u wszystkich, ale w moim życiu z psami ZAWSZE tak było. to ja musiałam się zmieniać- zmieniać swoje nastawienie, pracować nad emocjami, szukać odpowiedniej metody pod mojego psa, wyczuć czego mu trzeba do dobrej motywacji, czego w danej chwili potrzebuje i co zrobić by być dla niego naprawdę dobrym kumplem. nie zmusimy psa ani do posłuszeństwa, ani tym bardziej do zaufania nam. na to trzeba sobie zapracować tak samo jak w naszym, ludzkim świecie. pies wybaczy nam wiele, ale tylko gdy dostrzegamy w nim istotę żyjącą, czującą i potrzebującą tak jak my ludzie, odwdzięczy się prawdziwą miłością, przyjaźnią i zaufaniem. Chyba to jest najpiękniejsze- nie super posłuszny pies, a super szczęśliwy w naszym towarzystwie.

20 komentarzy:

  1. Ja bym bardzo chciała mieć psa.Szkoda tylko,że to wiąże się z dużą odpowiedzialnością

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda choć myślę, że jeśli się chce to znajdzie się to odpowiedzialność w sobie. Tak jak i czas na spacery, edukację i zabawę z psem. Kwestia tylko tego jak bardzo się chce:) Na chwilę obecną mogę śmiało powiedzieć, że psu poświęcam tyle samo czasu co sobie, dopiero potem jest mój mężczyzna i reszta świata.

      Usuń
  2. "bo nie wiem jak wy, ale ja nie potrafię zachować zimnej krwi, czystego umysłu i stoickiego spokoju w pracy z własnym psem. nie potrafię oddzielić emocji, oczekiwań, nadziei od treningu, a przecież pies to wszystko czuje- szczególnie tak bardzo empatyczny pies jak mój- wszystkie te emocje i napięcie przelewam na niego czy tego chcę czy nie."

    W tej jednej kwestii mam podobnie, z tą tylko rożnicą, że oprócz świadomości, że nie potrafię kontrolować własnych emocji, staram się mimo wszystko bardzo nad tym pracować. Wychodzi różnie, ale od dłuższego czasu to mój główny cel - samemu pracować w spokoju. To jest trudne, ale dlaczego tylko pies ma się uczyć i zmieniać? Mówi się, że za zdecydowaną większość problemów z psem winę ponosi właściciel. Zgadzam się z tym w 100%. Szukam i próbuję się dowiedzieć za każdym razme co robię źle i jak to porawić - siebie, nie psa, bo one są prawie zawsze idealne :)
    Pozdrawiam i powodzenia!
    Natala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz 100% rację. Również staram się zmieniać, staram się kontrolować emocje choćby na tyle by skończyć sesję zanim wkręcę się na zbyt duże obroty. To wymaga ciężkiej pracy i wytrwałości. Kiedy mam zły dzień nawet nie próbuję pracować, bo wiem, że nie ma to sensu- będzie to zbyt duża dla mnie walka z emocjami i zbyt duża walka psa ze zrozumieniem ich. Faktycznie moja notka brzmi jakbym chciała dostosować psa do siebie pok każdym względem:D na szczęście tak nie jest:) staram się dostosowywać do potrzeb psa kiedy tylko mogę co zresztą widać w pierwszej części notki- zauważyłam że lubi wspólne robienie rzeczy które tylko jego interesują (węszenie, kopanie) więc to robię, zauważyłam, że woli najpierw się wyszaleć potem pracować nad posłuszeństwem- OK! czemu nie:) nie widzę powodu dla którego mam go piłować bez tych szaleństw, choć fakt, te szaleństwa wymagają ode mnie nie lada kondycji:D
      Staram się, żeby wszystko co robimy było dla niego zabawą- oczywiście nie zawsze się udaje bo tak jak ja i on miewa gorsze dni, w które nie wychodziłby z łóżka.
      Wydaje mi się, że nie da się mieć dobrych relacji z psem nie patrząc na jego potrzeby a fakt, że lubię być dla psa najważniejsza nie wyklucza tego, że myślę o jego potrzebach i sama pracuję nad sobą. Wręcz przeciwnie! Bez zwracania uwagi na jego potrzeby i bez pracy nad swoimi wadami nigdy nie będę dla psa najważniejsza:) Muszę sobie na to zapracować. I to ciężko:)

      Usuń
    2. eh, właściwie nie wiem czy dobrze robię, że odpisuję w komentarzach bo... czy ktoś to potem w ogóle czyta?:D

      Usuń
    3. uff, jest to pocieszające:D

      Usuń
  3. Ciekawa notka, zgadzam się z tobą w 100%. Ja mam podobnie z moimi psami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze myślałam, że pojawią się niezbyt pochlebne komentarze szczególnie dotyczące tego, że chciałabym być jedynym zauważalnym człowiekiem przez mojego psa. Jednak dzięki za pozytywny komentarz:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. nie prawda!:D może trochę samolubna i egoistyczna bo się psem nie chcę dzielić, ale to dla dobra naszych przyszłych wspólnych sukcesów!:D

      Usuń
  6. Ja ostatnio często mam takie napady przemyśleń. Dzięki temu mam teraz psa bezproblemowego: chodzi bez smyczy, odwołuje się z pościgu za kotem, ostatnio baaardzo chętnie pracuje i się uczy.
    Podoba mi się sposób w jaki ujęłaś to wszystko.
    Co do kwestii panowania nad emocjami, to ja musiałam się tego nauczyć na samym początku, kiedy Toro miał rok (wzięłam go jako 7 miesięczne szczenię), jest typem psa u którego nic się nie wskóra złością i nerwami lub zmuszaniem, w tedy jest jeszcze gorzej, pies totalnie odmawia współpracy. Poza tym strasznie odbija się na nim każda moja zmiana nastroju, stres, wesołość, zdenerwowanie, wszystko. Pracowałam 3 ciężkie lata żeby teraz rozumieć się z moim 4 latkiem bez słów i nadawać niemal na tych samych falach. A zaczęło się od zwykłych przemyśleń ;) Wiecie jakie to piękne ;) Kurcze, zainspirowałaś mnie do napisania posta :P
    Pozdrawiam
    Kasia & Toro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo jest u nas. Po chodnikach co prawda bez smyczy nie chodzimy bo to jednak pies pasterski i tak jak na razie nie przejawia wielkich chęci pasienia samochodów tak nie chciałabym żeby stało się to po raz pierwszy jak będzie bez smyczy. Twoja historia z emocjami jest mi bardzo... bliska:P Dokładnie tak samo mam z Hippisem. Baaardzo reaguje na moje zmiany nastroju. Jak ja jestem senna- on też, jak ja jestem podirytowana- on też jest niespokojny, jak mam rewelacyjny dzień to oboje mamy rewelacyjny dzień:)

      Myślę, że my z Hippisem też dopiero za kilka lat będziemy potrafili się tak naprawdę dobrze porozumieć, choć myślę, że całkiem nieźle nam to idzie i jak na razie wszystko prowadzi w dobrym kierunku.

      Gratuluję ci tych przemyśleń i rozwijania relacji i bliskości z własnym psem- to cudowne:)

      Z PEWNOŚCIĄ WPADNĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ!:)

      Usuń
    2. My na starcie sporo przeszliśmy i to miało dla nas kluczowe znaczenie, od tego się zaczęło :) No i ja nie chciałam tego tak zostawić i za wszelką cenę chciałam "naprawić" go, żeby żyło nam się lepiej, prawie mi się to udało w zupełności :)
      Dziękuję za komentarz pod moją notką :)

      Usuń
  7. Jeżeli chodzi o dzielenie się psem to Cię w 100% rozumiem i chociaż mojego obecnego psa już raczej nie nauczę, że to ja jestem jego pańcią, co z kolejnym na pewno będę do tego dążyć ;)
    Zgadzam się z tym że z czyimś psem pracuje się zdecydowanie łatwiej niż ze swoim, chociaż moja sytuacja jest trochę inna. Oba psy z którymi pracuję mają twarde charaktery i tak jak przy sztuczkach itd. stosuję pozytywne wzmocnienie, tak np. przy przywołaniu oba psy czasem wymagają podniesienia głosu. Problem polega na tym że nie mam sumienia krzyknąć na swojego psa. Efekt jest taki że obcy pies przywołuje się dużo lepiej niż mój.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu myślisz, że nie uda ci się wzmocnić relacji między wami tak byś była dla niego bardzo ważna? Myślę, że jest to możliwe z każdym psem, w każdym wieku. Wystarczy tylko nauczyć się rozumieć czego psiak potrzebuje:)

    Co do przywołania to widocznie nie jest ono na tyle dobrze zrobione by działało zawsze i wszędzie na taki sam ton głosu. Samej również zdarza mi się warknąć na mojego psiura, ale wydaje mi się to naturalne w sytuacjach podbramkowych kiedy ostrzejszy ton szybciej zwróci jego uwagę i przestanie robić to co robi.
    Przy przywołaniu u nas zawsze jest pozytywnie, super nagrody, wielkie chwalenie i ten sam neutralny ton przy komendzie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mówię że się nie uda. Po rozmowie z jedną osobą (która miała miejsce z 7 miesięcy temu) zaczęłam więcej pracować z moim psem, zaczęłam poświęcać mu więcej czasu i widzę sporą różnicę. Dla niego zawsze ważniejsi byli moi rodzice, podczas gdy od pewnego czasu zaczynam się wysuwać na prowadzenie. Pies dużo chętniej spędza czas ze mną, po domu też chodzi za mną, a nie za moją mamą, tak jak to było zazwyczaj, ale z racji tego że ma on ponad 14 lat, wiem że nie stanę się dla niego tą jedyną ;)

    Co do przywołania to zauważyłam że krzyknięcie przestało robić na nim wrażenie bo: "co z tego ze krzyczysz skoro i tak nic się nie zmienia?" Oczywiście są to moje wieloletnie błędy wychowawcze, a wydaje mi się naprawianie ich w tej chwili chyba wymagałoby mocniejszych metod niż zwykłe podniesienie głosu. Z drugiej strony mam 14-letniego psa który nie cieszy się już takim zdrowiem jak parę lat temu i trochę szkoda mi go męczyć na stare lata i zmieniać to na co pozwalałam mu przez ostatnie prawie 12 lat, odkąd jesteśmy razem. Myślę że zapoluję jeszcze na książkę "Aria, do mnie" którą poleciłaś mi przy notce o Waszym przywołaniu, jednak nie sądzę abym wypróbowała którąkolwiek z metod tam przedstawionych ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. no właśnie, co z tego, że krzyczysz jak i tak nic się nie dzieje i nie zmienia- widocznie spaliłaś komendę. 14 lat to faktycznie sporo, ale bardzo polecam ci tą książkę, nawet jeżeli nie z tym psem to będziesz wiedziała od czego zacząć ze szczeniakiem w przyszłości. Ja z Hippisem ćwiczę przywołanie odkąd jest u mnie (5miesięcy) i myślę, że jeszcze bardzo długo będę je ćwiczyła. I nie chodzi o to, że mam z tym problem ale chcę to zrobić naprawdę baaardzo solidnie bo wiem, że w przyszłości będzie to bardzo przydatne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, z tym że gdy pies do mnie trafił byłam jeszcze dzieckiem i o szkoleniu i wychowaniu psa nic nie wiedziałam, nie mówiąc już o odpowiedzialności jakiej dziecko w wieku 9 lat nie jest w stanie na siebie wziąć. Tak naprawdę dopiero całkiem niedawno zaczęłam się tym bardziej na poważnie interesować. Wiem że pewnych błędów nie naprawię, chodź pewnie jakbym się bardzo uparła to by się dało, tylko nie wiem czy warto. Tak czy inaczej przy kolejnym psie nie popełnię tych samych błędów i zrobię żeby miał bardzo dobre przywołanie bo już parę razy przekonałam się że jest to najważniejsza komenda, a teraz pozostaje mi ćwiczyć z psem i się fajnie przy tym bawić, tak aby i mi i jemu sprawiało to frajdę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, rób to co wam obojgu sprawia przyjemność. Nie ważne czy będą jakieś spektakularne efekty:)
      Co do przywołania to mogę polecić kilka ćwiczeń które dla moich psów są raczej zabawą niż treningiem, może i twojemu się spodobają i oprócz treningu będziecie oboje mieli dobrą zabawę:
      1. rzucasz smaczka tak żeby widział, gdy po niego dobiega ty go wołasz po imieniu/ chodź/ do mnie albo wszystko na raz bardzo radosnym głosem, wtedy ob biegnie uradowany do ciebie i dostaje kolejnego, najlepiej lepszego smaczka:) Moje psy to uwielbiają:)
      2. na spacerze ktoś go przytrzymuje, ty odchodzisz i go wołasz też super radosnym głosem i ta osoba trzymająca go puszcza go dopiero jak się do ciebie wyrywa:) to ćwiczenie nadaje driva przywołaniu:) i pies ma niezłą radochę jak w końcu się do ciebie wyrwie:)
      3. to pewnie sama próbowałaś, ale napiszę- na spacerze w bezpiecznym miejscu (łąki/pola daleko od drogi) chowasz się psu kiedy tego nie widzi- radość gdy cię odnajdzie będzie niesamowita. oczywiście super nagroda za to:) To mu pokaże, że lepiej się ciebie trzymać i zerkać sprawdzając gdzie jesteś bo nagle możesz zniknąć.
      4. na spacerze z koleżanką wykorzystujesz ją i dajesz jej zabawkę by bawiła się z twoim psem, w pewnym momencie wołasz psa- wtedy koleżanka przestaje się bawić i stoi jak słup nie patrząc na psa po czym rzuca tobie zabawkę i dalej ignoruje psa jeśli ją zaczepia. Jeśli psiak sam od razu do ciebie nie przybiegnie- nie wołasz go tylko zaczynasz się bawić sama zabawką- na bank przybiegnie gdy to zobaczy:D Można do tego używać jeszcze linki jeśli jest konieczna. Przy takich ćwiczeniach pies ma taką frajdę, że zaczyna momentalnie biegać po zatrzymaniu zabawy koleżanki do ciebie i po końcu zabawy z tobą do koleżanki żeby zrobić to jeszcze raz:)

      Usuń