niedziela, 27 maja 2012

O psie, który pływał żaglówką.

ponownie zawędrowaliśmy nad jezioro białe, tym razem w towarzystwie przemiłego Lestera i jego pani- też miłej, żeby nie było;)
pogoda, choć zapowiadała się na lepszą, dopisała i dzięki lekkim wiatrom udało nam się załapać na pierwszą w Hippisowskim życiu rundkę po jeziorku żaglówką. wszystko ładnie, pięknie, gdyby nie to, że zaraz przy uchu miał kabestan wydający specyficzne dźwięki, które zaskoczyły pana Hippisowskiego- mój błąd, nie pomyślałam o tych dźwiękach i usadziłam go w najgorszej z możliwych pozycji- na nie/szczęście szybko wyluzowawszy postanowił urządzić dzikie harce na pokładzie z Lesiem co zostało udokumentowane:



dodatkowo miałam okazję podziwiać co i jak długo robi mój pies pozostawiony sam sobie... do tej pory myślałam, że umie odpoczywać... o ile w domu, po treningach, w klatce, samochodzie nie ma najmniejszego problemu o tyle w towarzystwie patyków i wody, którą można sobie chlupać i łapać- NIE.

będzie to kolejna rzecz, nad którą sobie nieco popracujemy co by się chłopak totalnie nie zafiksował na takich powtarzalnych czynnościach jak to chlupanie.

A na koniec Lester.

poniedziałek, 21 maja 2012

Uff jak gorąco...

jak wasze psy tolerują temperatury powyżej 20*C w cieniu?
mają ochotę pracować?
jak układacie treningi, żeby dało się z psem zrobić cokolwiek w taki dzień?
a może nie robicie nic i czekacie na późny wieczór kiedy temperatura znacznie spadnie?

zadaje te pytania ponieważ co raz częściej jest ciepło i co raz częściej zastanawiam się czym zmotywować swojego psa, żeby miał chęć pracować. nie myślę o długim treningu a raczej o paru minutach pracy w niezbyt sprzyjających warunkach... teoretycznie w tej chwili nie jest mi to do niczego potrzebne, ale zapowiada się na to, że w sierpniu będziemy na obozie obi i tam praca będzie również w te wysokie temperatury i co wtedy?
a co z zawodami? nie dość, że pies po długiej podróży, zestresowany nowym otoczeniem i jeszcze występ na 25-30*C w słońcu?

zobaczymy jaki system pracy w mało sprzyjających warunkach uda NAM się wypracować. Zaznaczam, że nie próbowaliśmy pracować w południe tylko właśnie wcześnie rano kiedy jeszcze rosa była na trawce:) Niestety, na Hippka to i tak było za dużo ciepełka:)- wyszło, że męczę psa i wywlekam go w samo południe na ciężki trening:D

niedziela, 13 maja 2012

Kilka małych zmian- spory efekt.

korzystając z przypływu dobrego nastroju i niczym niezmąconej miłości do mego psa- tak czasem go nie lubię a wręcz nienawidzę, na szczęście rzadko- usiadłam wygodnie w fotelu i przemyślałam kilka spraw związanych z naszymi relacjami co skutkuje:
1.większą ilością spacerów dla psa, nie dla mnie
2.większym zainteresowaniem sprawami psa (węszenie, kopanie dołków- fajna wspólna zabawa)
3.większą ilością ruchu i zabawy przed wysiłkiem bardziej umysłowym
4.mniejszą, a wręcz zerową (to może się wydać dziwne) liczbą ludzi robiących z Hippisem cokolwiek.

efektem jak na razie jest:
1.szczęśliwszy i bardziej wyluzowany, wyniuchany pies
2.zacieśnione więzy, w końcu z byle kim się dołków w błocie nie kopie i byle komu nie pokazuje się najciekawszych smrodków
3.większa motywacja i chęć do pracy umysłowej
4.zwiększenie mojej boskości

punkt 4 podoba mi się najbardziej... może to wydać się dziwne ze względu na różne upodobania różnych ludzi. dla mnie pies idealny to pies, dla którego nie istnieją ludzie poza mną. ok, wiedziałam, że z borderem tak nie będzie... jednak nie oznacza to, że nie mogę próbować. odkąd nikt poza mną szaleńczo się z nim nie bawi, nikt nie daje mu smaczków, nie prosi o wykonanie różnych komend dzięki czemu to wszystko kojarzone jest wyłącznie ze mną nasze relacje znacznie się polepszyły. oznacza to, ni mniej ni więcej, wzrost stopnia mojej boskości w oczach psa- wszystko co dobre przechodzi przez MOJE ręce, jeśli czegoś chce- zgłasza się z tym do mnie.

obserwując psy znajomych zauważyłam, że często dla tych psów lepsze są smaczki TEJ DRUGIEJ osoby, atrakcyjniejszą zabawkę ma TA DRUGA osoba, lepiej z psem pracuje TA DRUGA osoba. wniosek nasuwa się jeden- z TĄ DRUGĄ osobą nigdy nie wiązały się żadne negatywne emocje. nigdy TA DRUGA osoba nie krzyknęła, nie tupnęła, nie powiedziała nic podniesionym głosem, nie dała szmatą po tyłku, nie wywierała presji podczas szkolenia więc... jest lepsza! w sytuacjach wspólnych treningów chyba najłatwiej można to utrwalić przez niedopatrzenie- gdy ćwiczymy coś z czym mamy problem, nakładamy na psa presję, on się stresuje przez co gorzej mu wychodzi a my się irytujemy wtedy uczynny kolega/ koleżanka proponuje- daj ja z nim spróbuje- nie nakłada presji, jest luźniej, psu wychodzi- super nagroda i bach! tracimy naszą boskość.

przemyślenia te pojawiły się gdy kilka razy usłyszałam o tym, że warto 'dawać' komuś swojego psa, żeby sobie z nim popracował. co by nie było tylko pańcia i pańcia. no ale co jak ja chcę żeby było tylko pańcia i pańcia?? przecież docelowo nikt poza mną z psem pracował na dłuższą metę nie będzie, nikt oprócz mnie z nim nie będzie startował w ewentualnych zawodach, nikt poza mną nie będzie z nim nic robił więc czemu mam mu pokazywać, że praca z innymi jest fajniejsza i luźniejsza niż ze mną? bo nie wiem jak wy, ale ja nie potrafię zachować zimnej krwi, czystego umysłu i stoickiego spokoju w pracy z własnym psem. nie potrafię oddzielić emocji, oczekiwań, nadziei od treningu, a przecież pies to wszystko czuje- szczególnie tak bardzo empatyczny pies jak mój- wszystkie te emocje i napięcie przelewam na niego czy tego chcę czy nie.
praca z 'obcym' psem jest o wiele, wiele łatwiejsza. nie niesie ze sobą takiego emocjonalnego bagażu.

ktoś ma podobnie?



FAFQ napisała w komentarzu o bardzo istotnej (dla mnie również) rzeczy. O pracy nie tylko nad psem ale przede wszystkim nad sobą. nie będę pisała nowej notki na ten temat, po prostu dopiszę to tu.
na kursie trenerskim w Alteri najlepiej do głowy wbiło mi się pewne stwierdzenie- kiedy coś w szkoleniu się nie udaje jest to zawsze wina przewodnika- nie jestem w stanie stwierdzić czy to 'zawsze' to faktycznie 100% przypadków u wszystkich, ale w moim życiu z psami ZAWSZE tak było. to ja musiałam się zmieniać- zmieniać swoje nastawienie, pracować nad emocjami, szukać odpowiedniej metody pod mojego psa, wyczuć czego mu trzeba do dobrej motywacji, czego w danej chwili potrzebuje i co zrobić by być dla niego naprawdę dobrym kumplem. nie zmusimy psa ani do posłuszeństwa, ani tym bardziej do zaufania nam. na to trzeba sobie zapracować tak samo jak w naszym, ludzkim świecie. pies wybaczy nam wiele, ale tylko gdy dostrzegamy w nim istotę żyjącą, czującą i potrzebującą tak jak my ludzie, odwdzięczy się prawdziwą miłością, przyjaźnią i zaufaniem. Chyba to jest najpiękniejsze- nie super posłuszny pies, a super szczęśliwy w naszym towarzystwie.

niedziela, 6 maja 2012

Zainspirowana inspiracją.

u blogerki Kasi, która zostawiła u mnie dziś komentarz widziałam filmik z dog dance, konkretnie TEN filmik, wtedy przypomniało mi się, że widziałam piękny taniec z psem na plaży. filmik był zmontowany z treningu z podłożoną piosenką- poczułam, że muszę go blogerce Kasi pokazać, bo na pewno jej się spodoba:D niestety nie mogę napisać komentarza więc pokażę ten cudowny dog dance wszystkim:)
mam nadzieję, że wam się spodoba.

naprawdę warto obejrzeć cały. szczególnie od 4min:)

swoją drogą czy ktoś umie się doczytać co to za piosenka??
byłabym wdzięczna za oświecenie mnie.

blogerko Kasiu, mam nadzieję, że wrócisz do mnie na bloga i obejrzysz filmik:)

piątek, 4 maja 2012

Jak nie witać się z psem?

już na wstępie umieszczam grafikę, która odpowiada na pytanie tytułowe by została od razu zauważona. odkąd posiadam psa, który nienawidzi gdy obcy nachalnie patrzy mu w oczy, nienawidzi klepania/głaskania po głowie przez ludzi którzy jeszcze sobie na ten przywilej nie zasłużyli, nie znosi napadania go znienacka i ciućkania jaki jest piękny i nie lubi jak obcy na siłę chce się pierwszy przywitać często z chęcią udowodnienia, że im bardziej nachalny będzie tym prędzej pies się przekona... zaczęłam zauważać jak powszechne jest nieprawidłowe zachowanie wobec obcych psów! O ile napadanie znienacka skończyło się ze wzrostem wagi do 20kg, tak klepanie po głowie i natarczywe patrzenie w oczy z zaciętą miną stało się normą. Żal mi mojego psa, który bardzo chce się przywitać, ale jak ma to zrobić gdy obcy zacięcie gapi się mu prosto w oczy wyciągając rękę nad głowę? nie da się... gdy dzielę się moją frustracją "przywitaniową" z innymi zazwyczaj słyszę- 'nie każdy jest treserem'. mój boże! miliardy ludzi na świecie posiada psa/psy, jest to obok kotów najczęściej trzymane zwierzę w domu, a nikt nie wie jak poprawnie się z nim przywitać bo...'nie jest treserem'?! to naprawdę straszne...

zastanawia mnie skąd się bierze ta niewiedza. o ile faktycznie można nie wiedzieć, że obcy pies nie lubi klepania po głowie/ przytulania/ całowania- bo przecież mój w domu to lubi więc obcy pewnie też- tak o patrzeniu psu w oczy słyszałam od gówniarza- że nie wolno, że prowokuje, że lepiej odwrócić głowę by pies nie zaatakował, więc analogicznie nie wpadam na głupi pomysł rozluźnienia atmosfery przytuleniem czy klepaniem po głowie...

a wy? jakie macie własne doświadczenia z dzieciństwa? ktoś mówił wam jak obchodzić się z obcym psem? może wychodziło to intuicyjnie?

może... macie ten sam problem z własnymi psami i ludźmi natarczywie się witającymi?